Oryginalnie opublikowany 16 Lipca 2010
Pod koniec października 2008 podszedł do mnie szef i powiedział „w środę lecisz do Hiszpanii”, nic nie odpowiedziałem bo mnie zatkało.
Super! Tak jak bym miał mało roboty na miejscu.
W Madrycie wylądowałem ok 14:00 i tu:
Szok nr 1 – w poczekalni gdzie się odbiera bagaż można palić ! co, jako zapalony palacz, od razu wykorzystałem.
Przy wyjściu z lotniska już czekał „mój” taksówkarz, który ani me ani be po ludzku, tylko habla espaniol. Ale na szczęście był poinstruowany co ma zrobić z, jak to on określił „hombre polaco”
Hotel
Szok nr 2 – prysznic na środku pokoju – ale ogólnie bardzo fajny hotel.
Godzina 17:00 i nic do roboty bo szef ma dojechać dopiero ok 22:00, a do firmy jedziemy dopiero jutro rano.
Szybka decyzja – uderzam na Madryt – tylko jak tam się dostać z tej wiochy ? (ok 20 km do centrum Madrytu)
Rekonesans w recepcji (fajna kobitka) i w śród napotkanych tubylców, którzy po angielsku umieli tylko „sí seńor”, okazał się skuteczny i metro opanowałem w ciągu jednego wieczora.
Nie niepokojony przez nikogo (firma zapomniała mi włączyć roaming) miałem cały wieczór na szwendanie się po Madrycie.
Co widziałem ?
Najpierw miejsca które zam z gry ” Super Monopoly” w którą „się szpilało za bajtla” czyli Puerta del Sol, Calle de Alcala czy Plaza Mayor. Potem piechtobusem Calle Mayor do Palacio Real.
Drugi dzień
Śniadanie z szefem, który „martwił się o mnie bo nie dałem znać gdzie jestem” taaaa akurat się martwił, chyba w przerwach między zarywaniem do recepcjonistki.
W firmie bla bla bla do 12:00 potem lunch w restauracji przy jakiejś wytwórni filmowej gdzie w pewnym momencie zwaliło się stado chirurgów bo akurat kręcili serial Hospital Central – taka ichniejsza wersja Ostrego Dyżuru.
Powrót do firmy gdzie już nic nie robiłem tylko siedziałem na necie - próbowałem włączyć roaming i szukałem sklepów modelarskich, znalazłem 2.
1 w rejonach mi znanych (niedaleko Museo del Prado) a drugi podobno w jakiejś niebezpiecznej dzielnicy.
Więc z oczywistych względów wybrałem nr 1 – nie żebym się bał ale tam podobno są stada prostytutek i wolałem uniknąć pokus :) – żart oczywiście – ja nie muszę płacić za sex

Wieczorem kolacja z szefami w jakiejś chińskiej żarłodajni gdzie się płaci za wstęp i się jeeeee. I pijeeee, a wypiśmy wina dość sporo.
Trzeci dzień
Szef wyjechał – do 14:00 nic nie robienie w pracy i potem wyprawa do sklepu.
Jak już tam dotarłem okazało się że akurat mają to ichnią sjestę i musiałem 2 godziny koczować pod sklepem – ale opłaciło się.
Czego tam nie było…. UH, Minichamps, Solido, i inne, a miałem no to wszystko przeznaczone ok 15 Euro

Spędziłem tak ok godzinki i wyszedłem dumny i blady z dwoma modelami pod pachą, A były to:
Ford Escort




Do wieczora zobaczyłem jeszcze kilka fajnych miejsc jak np Estadio Santiago Bernabeu
Zjadłem coś i do hotelu.
Czwarty dzień
Wyjazd z hotelu o 6:00 rano „mój” taksówkarz już czekał. Jak się dowiedział, że jestem bez śniadania to od razu zaproponował, że wstąpimy do Pueblo de Barajas na porras i ciurras (cokolwiek to miało znaczyć) – mówię ok.
Dotarliśmy do tego całego Pueblo i jedyne oświetlone miejsce to jakaś obskurna knajpa (tak pomyślałem) pełna ludzi
Wchodzimy i myślę sobie że zaraz nas ktoś w najlepszym wypadku „wyprosi przez zamknięte okno”
Szok 3 – pozory mylą. Ludzie chociaż głośni okazali się przyjaźni. Porras i ciurras okazały się bardzo dobrymi czymiś w rodzaju długich ciastek pieczonych na głębokim oleju i maczanych w chocolate caliente - super.
Wszyscy jedli i pili na stojąco rzucając po siebie wszelkie odpadki i po jakimś czasie stało się o ok centymetr wyżej

I tak zakończyła się wyprawa do Madrytu.
A co do autek – bo to im poświęcony blog
Wykonanie niezłe jak na modele za 5 euro sztuka, w obu jest ogrzewana tylna szyba. Jedyne co mnie w nich irytuje to te widoczne mocowania świateł, zarówno tylnych jak i przednich – wygląda to jak źrenice.
Ten post mógł by się znaleźć też w kategorii Miał go dziadek….
Ponieważ:
Escorta takiegoż (a na wet dwa) miał mój dobry kumpel i nim to codziennie rano jeździliśmy na uczelnię.
Najpierw miał czerwonego (który chyba wcześniej był biały) samochód ten miał bardzo dobrze rozwiązaną wentylację stóp z racji gigantycznych dziur w podłodze

Drugiego escorta miał już troszkę nowszego – grafitowego.
Pamiętam jak kiedyś w zimę zamarzły drzwi więc wgramoliliśmy się przez tylną klapę (hatchback) i kiedy już usadowiliśmy się na fotelach dotarło do nas że nie odśnieżyliśmy auta (20 cm śniegu)…..
(edit 2014: Escort w tym roku powędrował do w.w. Kolegi)
Ibizę takąż miał mój przyszły szwagier – też czerwoną, wersja porsche system czy jakoś tak. Miała 90 KM co na takie lekkie autko było dużą mocą ale niestety zamienił ją na czerwoną Felcię którą teraz łata włóknem szklanym i żywicą.
(edit 2014: Przyszły Szwagier jest już nie przyszły, Felcię łatał, łatał ale ileż można, rdza była szybsza.
Felcia zezłomowana.
Powyższa Ibiza powędrowała w tym roku do Szwagra)
Gracias por su atenciónAdiós
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz