Poniższy blog jest kontynuacją bloga założonego przeze mnie w 2010 roku.
Pojawią się tu wpisy archiwalne z poprawionymi zdjęciami oraz, mam taką nadzieję, nowe wpisy o zmieniającej się kolekcji. Piszę "zmieniającej" a nie "powiększającej się" ponieważ część modeli niepasujących zbytnio do mojej koncepcji zmieniła już właściciela lub zmieni w najbliższym czasie.
Życzę miłej lektury

środa, 8 października 2014

Výlet do Prahy

 Oryginalnie opublikowany 1 Września 2010

Wakacje, Wakacje i po wakacjach…
Trochę mnie nie było i na blogu pojawiły się stada pajęczyn, ale to też wasza wina !  – Zero komentarzy !
Ale ok, ożywimy tego bloga trochę.
    Co do wakacji – Nic specjalnego się nie działo
Dwa tygodnie urlopu głównie spędzone w domu potem dwudniowa wycieczka do Pragi. Głównym moim celem tej wycieczki był sklep Josefa w którym za małe pieniążki można jeszcze dostać model Traktora Zetor Crystal (czyli Ursus C-385A – bo to to samo)
    Jak by ktoś rozmawiał z moją żoną to oficjalnym głównym powodem był wspólny romantyczny wyjazd we dwoje ;)
Ale ani jeden z głównych powodów nie doszedł do skutku.
    Po pierwsze nie mogłem się urwać z wycieczki ponieważ była zaplanowana praktycznie co do minuty przez sektę organizującą wyjazd – firma Amven czy jakoś tak, która to sekta wciska naiwnym babciom garnki, poduszki i inne badziewia.
    Po drugie może i by było fajnie, ale znowu te babcie…. To co zdążyliśmy zwiedzić w ciągu dwóch dni z babciami (jak by taka babcia zrobiła krok większy niż 30 cm to chyba by się rozpadła albo coś), Z żoną dalibyśmy radę oblecieć w ciągu dwóch godzin wliczając to jeszcze pewnie jakąś kawkę na rynku.
    A tu dupa – zobaczyliśmy tylko Hradczany, Most Karola i Rynek + godzinka na szybkie zakupy w albercie.
Zapytacie -  To co wyście tam robili przez te dwa dni ?
    Ano w sumie nic, ale ciągle coś.
Ale co ma minusy musi mieć też plusy.
    1. Kasa – za taką kasę to bym nawet noclegu nie kupił w Pradze
    2. Dowiedziałem się że garnki za 3000 zł są robione ze „stali chirurgicznej” i „nie rozwijają się na nich bakterie” – normalne rozwaliło mnie to. Raz że skończyłem Inżynierię Materiałową i o ile dobrze pamiętam nie ma czegoś takiego jak Stal Chirurgiczna a dwa to co ? nie trzeba ich myć ? czy jak ?
    3. Dowiedziałem się na co te wszystkie babcie wydają emerytury swoje i dziadków górników ;)
Na szczęście nie udało im się mnie naciągnąć na żadne cuda wianki i maści na wszystko, a na koniec jako jedna z niewielu par małżeńskich na pokazie, dostaliśmy czajnik (taki chiński, śmierdzący za 19,99) myślałem że mnie gościu szanownie prowadzący spali wzrokiem „nic nie kupili, nażarli się i jeszcze chcą czajnik ;)
    A propos żarcia
Jeden obiad musiałem sobie sam kupić – były to frytki i niby kotlet – próbowałem pokroić ten kotlet, ciężko było, musiałem użyć takiej siły, że jak już kotlet pękł, większość frytek wystrzeliła z talerza i była wszędzie, ale przynajmniej piwko było dobre ;)
    Co do piwka – Czesi mają wszystkie piwka (lane) jakieś takie mało gazowane.
    Jak już wspominałem Traktorka nie kupiłem. Ale zaraz po powrocie skontaktowałem się z Josefem i właśnie czekam na dostawę modelu  ” Zetor  červený-červenýs ladovaczem”
   Jak przyjdzie to pstryknę parę fotek i wam pokażę.
Co do innych wakacyjnych zdobyczy to nic ciekawego, prenumerata Deagostini i KAMAZ 55111

    Kamaza kupiłem jakieś pół roku temu ale dopiero teraz się odważyłem go przynieść do domu – bo żona…

Ale w końcu jest, dodałem kalkomanię TRANSBUD Katowice i jest git.
Sbohem ;)


piątek, 3 października 2014

Mi viaje a Madrid

 
 Oryginalnie opublikowany 16 Lipca 2010

   Pod koniec października 2008 podszedł do mnie szef i powiedział „w środę lecisz do Hiszpanii”, nic nie odpowiedziałem bo mnie zatkało.
Super! Tak jak bym miał mało roboty na miejscu.
    W Madrycie wylądowałem ok 14:00 i tu:
Szok nr 1 – w poczekalni gdzie się odbiera bagaż można palić ! co, jako zapalony palacz, od razu wykorzystałem.
    Przy wyjściu z lotniska już czekał „mój” taksówkarz, który ani me ani be po ludzku, tylko habla espaniol. Ale na szczęście był poinstruowany co ma zrobić z, jak to on określił „hombre polaco”
    Hotel
Szok nr 2 – prysznic na środku pokoju – ale ogólnie bardzo fajny hotel.


Godzina 17:00 i nic do roboty bo szef ma dojechać dopiero ok 22:00, a do firmy jedziemy dopiero jutro rano.
Szybka decyzja – uderzam na Madryt – tylko jak tam się dostać z tej wiochy ? (ok 20 km do centrum Madrytu)
Rekonesans w recepcji (fajna kobitka) i w śród napotkanych tubylców, którzy po angielsku umieli tylko „sí seńor”, okazał się skuteczny i metro opanowałem w ciągu jednego wieczora.
Nie niepokojony przez nikogo (firma zapomniała mi włączyć roaming) miałem cały wieczór na szwendanie się po Madrycie.
    Co widziałem ?
Najpierw miejsca które zam z gry ” Super Monopoly” w którą „się szpilało za bajtla” czyli Puerta del Sol, Calle de Alcala czy Plaza Mayor. Potem piechtobusem Calle Mayor  do Palacio Real.
    Drugi dzień
Śniadanie z szefem, który „martwił się o mnie bo nie dałem znać gdzie jestem” taaaa akurat się martwił, chyba w przerwach między zarywaniem do recepcjonistki.
    W firmie bla bla bla  do 12:00 potem lunch w restauracji przy jakiejś wytwórni filmowej gdzie w pewnym momencie zwaliło się stado chirurgów  bo akurat kręcili serial Hospital Central – taka ichniejsza wersja Ostrego Dyżuru.
    Powrót do firmy gdzie już nic nie robiłem tylko siedziałem na necie -  próbowałem włączyć roaming i szukałem sklepów modelarskich, znalazłem 2.
1 w rejonach mi znanych (niedaleko Museo del Prado) a drugi podobno w jakiejś niebezpiecznej dzielnicy.
Więc z oczywistych względów  wybrałem nr 1 – nie żebym się bał ale tam podobno są stada prostytutek i wolałem uniknąć pokus :)   – żart oczywiście – ja nie muszę płacić za sex ;)  (edit 2014: echh to były czasy ...)
    Wieczorem kolacja z szefami w jakiejś chińskiej żarłodajni gdzie się płaci za wstęp i się jeeeee. I pijeeee, a wypiśmy wina dość sporo.
    Trzeci dzień
Szef wyjechał – do 14:00 nic nie robienie w pracy i potem wyprawa do sklepu.
    Jak już tam dotarłem okazało się że akurat mają to ichnią sjestę i musiałem 2 godziny koczować pod sklepem – ale opłaciło się.
Czego tam nie było…. UH, Minichamps, Solido, i inne, a miałem no to wszystko przeznaczone ok 15 Euro ;)
Spędziłem tak ok godzinki i wyszedłem dumny i blady z dwoma modelami pod pachą, A były to:
Ford Escort
     1:43
 1:43

Seat Ibiza
 
 1:43
 1:43 
Do autek jeszcze wrócimy.
Do wieczora zobaczyłem jeszcze kilka fajnych miejsc jak np Estadio Santiago Bernabeu
Zjadłem coś i do hotelu.
    Czwarty dzień
Wyjazd z hotelu o 6:00 rano „mój” taksówkarz już czekał. Jak się dowiedział, że jestem bez śniadania to od razu zaproponował, że wstąpimy do Pueblo de Barajas na porras i ciurras (cokolwiek to miało znaczyć) – mówię ok.
    Dotarliśmy do tego całego Pueblo i jedyne oświetlone miejsce to jakaś obskurna knajpa  (tak pomyślałem) pełna ludzi
    Wchodzimy i myślę sobie że zaraz nas ktoś w najlepszym wypadku „wyprosi przez zamknięte okno”
Szok 3 – pozory mylą. Ludzie chociaż głośni okazali się przyjaźni. Porras i ciurras okazały się bardzo dobrymi czymiś w rodzaju długich ciastek pieczonych na głębokim oleju i maczanych w chocolate caliente  - super.
Wszyscy jedli i pili na stojąco rzucając po siebie wszelkie odpadki i po jakimś czasie stało się o ok centymetr wyżej ;)
I tak zakończyła się wyprawa do Madrytu.
    A co do autek – bo to im poświęcony blog
Wykonanie niezłe jak na modele za 5 euro sztuka, w obu jest ogrzewana tylna szyba. Jedyne co mnie w nich irytuje to te widoczne mocowania świateł, zarówno tylnych jak i przednich – wygląda to jak źrenice.
Ten post mógł by się znaleźć też w kategorii Miał go dziadek….
Ponieważ:
    Escorta takiegoż (a na wet dwa) miał mój dobry kumpel i nim to codziennie rano jeździliśmy na uczelnię.
Najpierw miał czerwonego (który chyba wcześniej był biały) samochód ten miał bardzo dobrze rozwiązaną wentylację stóp z racji gigantycznych dziur w podłodze ;) Prawie jak u Flinstonów.
Drugiego escorta miał już troszkę nowszego – grafitowego.
Pamiętam jak kiedyś w zimę zamarzły drzwi więc wgramoliliśmy się przez tylną klapę (hatchback) i kiedy już usadowiliśmy się na fotelach dotarło do nas że nie odśnieżyliśmy auta (20 cm śniegu)…..
(edit 2014: Escort w tym roku powędrował do w.w. Kolegi)
    Ibizę takąż miał mój przyszły szwagier – też czerwoną, wersja porsche system czy jakoś tak. Miała 90 KM co na takie lekkie autko było dużą mocą ale niestety zamienił ją na czerwoną Felcię którą teraz łata włóknem szklanym i żywicą.
 (edit 2014: Przyszły Szwagier jest już nie przyszły, Felcię łatał, łatał ale ileż można, rdza była szybsza. 
Felcia zezłomowana. 
Powyższa Ibiza powędrowała w tym roku do Szwagra)
Gracias por su atenciónAdiós

środa, 1 października 2014

Z Serii Moskwicze – 403 i 408

Oryginalnie opublikowany 19 Lipca 2010
  



    Znów Poniedziałek, żeby dobrze rozpocząć ten tydzień trzeba by coś napisać.
    Cały weekend zastanawiałem się o czym będzie następny wpis i nic mi do głowy nie przychodziło aż do dziś.
Przeglądając internet w poszukiwaniu czegokolwiek natrafiłem gdzieś na zdjęcie jednego z moich moskwiczów i opis, że teraz to już jest rarytas i bardzo ciężko go dorwać na jakichś aukcjach.
   Kupując ten model w połowie 2009 roku – hurtem wraz z trzema innym moskwiczami – zapłaciłem za niego ok 19 zł
   Kupiłem go tylko dlatego że był w komplecie z 412 i 408 bo prawdopodobnie jeden z nich (albo oba) miał mój wujek.
   Jeżeli przeczyta to ktoś kto wie jakie moskwicze miał  wujek Heniek  to proszę o info;)
Ale tym Moskwiczom poświęcę inny wpis.
    Dzisiejszym bohaterem bloga jest bordowy Moskwicz 403 – produkcji radzieckiej ale niestety nie wiem jaka firma – jeżeli ktoś rozpozna co to, to też proszę o info

moskvich

moskvich
moskvich

moskvich
 
    Kupiłem go jak już wspominałem za ok 19 zł z oryginalnym pudełkiem ale niestety nie dane mi było nauczyć się czytać tych ruskich krzesełek, dlatego nie wiem co to za firma.
W pudełku go nie trzymam, innych modeli też nie. Pudełka leżą sobie spokojnie w workach w piwnicy. A autek nie trzymam w pudełkach z dwóch względów.
1. Mało co widać przez pudełko.
2. Śmierdzący Pit z Toy Story 2. Kto oglądał ten wie co dzieje się z psychiką zabawek zamkniętych całe lata w pudełku :)
Pamiętam czekałem z niecierpliwością na tą przesyłkę (głównie ze względu na inne modele) i kiedy tylko odebrałem na poczcie rzuciłem się na nie jak dziki. Na czterystatrójkę tylko rzuciłem okiem i odłożyłem, Przyjrzałem się mu dopiero po kilku dniach.
Na początku pomyślałem „ale brzydactwo – ale przyda się do uzupełnienia kolekcji- wygląda trochę jak kupa” ale z czasem zaczął mi się coraz bardziej podobać, a już zupełnie mnie rozwaliło to, gdy po otwarciu i zajrzeniu do bagażnika znalazłem tam koło zapasowe :) I od jakiegoś czasu stał się obok Triumpha Spitfire i Kamaza „Mleko”, jednym z moich ulubionych modeli.
Co do wykonania – jaki jest koń, każdy widzi.
 W porównaniu z 407 IXO – nie ma porównania.
moskvich

moskvich
   
Ale ma coś w sobie.
podobno był też modele z otwieranymi drzwiami – mój ma je niestety zaspawane.
Co do 407 z KAP to wg mnie jeden z najlepiej wykonanych modeli z tej serii – bardzo mi się podoba.
Jednak przegrywa walkę o moje względy z 403 zdjełano w CCCP
A tak wyglądały w oryginale:


Klon Licencyjny – Fiat 125




Kto nie zna „Kancioka” ?
    Na początku 2007 – szukając czegokolwiek na „alledrogo” wszedłem przypadkiem na kategorię modelarstwo (szukałem czegoś co mógłbym sobie posklejać, Zaraz na początku rzuciły mi się w oczy matchboxy i inne „resoraki” poprzeglądałem żeby powspominać.
   Chociaż z matchboxami akurat mam mało wspomnień. Z tego co pamiętam, klasycznych resoraków miałem mało, głownie to były jakieś plastiki – jest jednak jedno autko które zapadło mi w pamięć- mianowicie odziedziczony po bracie Citroen DS Ambulane z Majorette. Ciekawe co się z nim stało?.
„Resoraki” fajnie jest pooglądać ale jakoś mnie bardziej nie zainteresowały (każdy w innej skali) poza tym już takich fajnych nie robią (kiedyś wszystkie miały metalowe podłogi). Ale mniej więcej wtedy zauważyłem istnienie skali 1:43 ;)
.........minął jakiś czas ...........
    Szwędając się po sklepie z zabawkami zauważyłem Dużego Fiata w skali 1:43 ! Musiałem go mieć. Przełknąłem jakoś jego dość wysoką cenę ale w końcu to „kańciok” co z tego że nie Polski. Wtedy mi się nawet nie śniło że wyjdzie Polski.
    Tak więc stałem się dumnym posiadaczem Fiata 125 Special firmy Starline. I jak się okazało był to pierwszy członek kolekcji.
    Spędził pierwszą noc na regale – dokładnie tak jak rok później mój nowo narodzony syn ;)
A było to tak: dumny tata poskładał łóżeczko, które było tak profesjonalnie złożone, że w dniu gdy żona z synem wrócili ze szpitala, tata demonstrował znajomym jakie to wytrzymałe łóżeczko – i się zarwało ;)
Tak, że Kacper pierwszą noc spędził zabezpieczony na wszelkie sposoby na półce dość dużego regału.
Wracając do Fiata,
     O kolekcjonowaniu tych modeli zdecydowałem dużo później , kiedy ukazała się seria KAP.
Z tej właśnie serii pochodzi Polski Fiat 125p (kto by kiedyś pomyślał, że wyjdzie seria polskich klasyków w tej skali ?)
     Nie będę się tu rozpisywał o historii tego modelu bo do tego jest googiel.

Starline 1:43

IXO 1:43
        
    Skupię się raczej na różnicach
Na pierwszy rzut oka:
 - Reflektory przednie – włoski kwadratowe z klejonego szkła, w polskim zostały zastąpione okrągłymi (pierwsze polskie auto z podwójnymi reflektorami – poprawcie mnie jeśli się mylę)
- Inne przetłoczenia na masce i klapie bagażnika, brak, biegnącej wzdłuż ścian bocznych, listwy ozdobnej w polskiej wersji.
- Klamki – włoch kasetowe, polak skalpele służące do zadawania ran ciętych przechodniom, (dopiero w późniejszych wersjach zmienione na kasetowe)
- Wlew paliwa – umieszczony po różnych stronach.

Starline 1:43

IXO 1:43
     
Wnętrze:
   Zegary u włocha 2x okrągłe u polaka 1x prostokątna tarcza (dopiero pod koniec produkcji można było dostać okrągłe)
Silnik:
   I tu chyba największa różnica. W 125p silnik zaadoptowany z fiata 1300/1500 we włoskim Fiacie – nowoczesny (na tamte czasy) silnik 1,6 90KM, a w 1968 powstał omawiany właśnie model 125 Special o mocy 100 KM.
    Co do wykonania samych modeli o w tym przypadku prawdą jest, że cena równa się jakość i wydanie gazetkowe wyraźnie ustępuje wersji Starline (wystarczy spojrzeć na wycieraczki)
    Polskiego Fiata mam w dwóch egzemplarzach, drugi czeka na zdecydowanie i dobry humor właściciela i może się doczeka konwersji na Milicję lub Taxi 1313.
A wy, co byście wybrali ?

O czym ten Blog


Oryginalnie opublikowany 21 czerwca 2010

      Mój blog będzie (mam nadzieję) łączył kilka takich kategorii, a mianowicie chciałbym w formie pamiętnika przekazać wam moje zamiłowanie do modeli samochodów w skali 1:43 oraz po prostu się pochwalić moją kolekcją ;) ponieważ moi znajomi mają już dość mojego wiecznego gadania jakie to sobie ostatnio autko kupiłem albo na co poluję.

Co mnie zainspirowało ?

     Otóż szperając w sieci, nie w domu bo w domu nie mam czasu, tylko gdzieś zupełnie indziej (wersja ocenzurowana – pozdrowienia dla kolegów z pracy) natrafiłem na blog pana Pawła miniauto-43 pomyślałem „to jest to” to jest sposób żeby męczyć innych niewinnych ludzi moim nieustającym gadaniem o autkach ;).
Mam też nadzieję że mój blog przynajmniej w 10% będzie tak dobry jak ten pana Pawła, który uważam za najlepszy w tym temacie.
     Możecie też zapytać: jeśli jest już tyle blogów o modelach w tej czy innej skali – to po co kolejny ?
Odpowiadam: BO TAK !

A jak to się zaczęło ?
     Odkąd pamiętam zawsze coś zbierałem. przełom lat 80- tych, 90-tych były to puszki po wszelkiego rodzaju napojach i paczki po papierosach. Młodszym internautom powiem, że w tamtych czasach ciężko było o jakieś ciekawe (special edition) okazy. A większość pochodziła z importu lub Pewexu.
     Pamiętam ile zachodu kosztowało mnie namówienie kolegi żeby wymienił puszkę po pepsi z człowieczkiem „Manolo” z Meksyku ’86 lub z kolorowym człowieczkiem z piłką zamiast głowy z Italia ’90 na jakieś limitowane wydanie Cameli.
     Koniec Podstawówki – chyba wszyscy zbierali obrazki z gum Turbo i na przerwach każdy miał „pełną gębę” gum byle tylko jak najwięcej odpakować (niby były rakotwórcze, a jakoś wszyscy żyją)
W między czasie zawsze coś sklejałem (przeważnie samoloty) – głównie małe modelarze w skali 1:33  i plastiki 1:72.
    Tak to mniej więcej trwało z małymi przerwami do końca technikum, wtedy gdzieś wypatrzyłem figurki do gier bitewnych i się zaczęło. Zbierałem Władcę Pierścieni. Grać, nie grałem – nie miałem z kim. Samo posiadanie i malowanie figurek musiało mi wystarczyć.
    Miałem też plany zbudować jakąś makietę ale po studiach zaczęła się praca, rodzina i czas się skończył.
    Teraz figurki, spakowane i zabezpieczone czekają w piwnicy aż mój syn dorośnie i może się nimi zainteresuje. Może kiedyś zbuduje jakąś twierdzę i będziemy ją wspólnie oblegać – kto wie.
    Jak możecie zauważyć zawsze coś kolekcjonowałem, większość tego miała coś wspólnego z szeroko rozumianym modelarstwem.
    Teraz zbieram autka w skali 1:43, głównie z lat 1945 – 1990 chociaż zdarzają się też modele z innych lat, które z różnych względów chciałem mieć.
    Hobby to jest teraz dla mnie idealne. Nie pochłania za dużo czasu ( na razie) bo nie bawię się z żadne poprawianie modeli ani konwersje – na razie ;)
    Troszkę za późno zacząłem pisać tego bloga bo autka zbieram ob ok 4 lat i trochę się ich nazbierało, ale mam nadzieję że uda mi się krok po kroku nadrobić zaległości.